środa, 27 marca 2013

Brat i siostra

Gdy Jagoda pojawiła się w domu, Łukasz podszedł do niej z umiarkowanym entuzjazmem... Przez pierwsze tygodnie trzymał się raczej na dystans. Dzidziuś niespecjalnie go absorbował. Zresztą co tu było ciekawego? Ani nie można się było pobawić z takim maluchem, ani pogadać, mało interaktywny był to obiekt. Łukasz ostrożnie zerkał na Jagodę, czasem spytał Mamę: "Karmisz SWOJEGO dzidziusia?", "TWÓJ  dzidziuś śpi?", itd.. Drażnił go płacz niemowlęcia. Gdy tylko usłyszał ryki małego domownika, zasłaniał uszy rękoma, wybiegał z pokoju albo zatrzaskiwał drzwi swojego królestwa.

Na szczęście dla wszystkich, nie był też specjalnie o siostrę zazdrosny. Rodzice starali się nie zaniedbywać potrzeb pierworodnego i okazywać mu dużo czułości i zainteresowania. Zresztą w tej kwestii, potrafił poradzić sobie sam i gdy, na przykład, Mama podśpiewywała sobie pod nosem jakąś cud-miód rymowaną przyśpiewkę o Jagodzie, Łukasz pytał czy o nim też coś będzie... I było, z ust Mamy wydobywały się mniej więcej takie poetyckie majstersztyki:" Jagodziak super słodziak a Łukasio super figlasio"... Po prostu, gdy Mama powiedziała coś miłego o Jagodzie, musiała też dodać to samo o Łukaszu.

Z czasem Łukaszek robił się coraz odważniejszy w relacjach z Jagodą. Lubił podsadzać jej pod ręce swoją głowę, by ta mogła go trochę potarmosić za włosy lub kopać nogami... ku obopólnej, dodajmy, uciesze.

Gdy Jaga miała 2-3 miesiące, Mama powiedziała do Łukasza:
- Ten Jagodziak jest taki słodki, że zaraz go zjem - na co Łukasz odparł zasmucony:
- Nie, nie możesz zjeść Jagódki.
- Dlaczego? - odparła zaintrygowana Mama.
- Bo ja chcę mieć siostrzyczkę, bo gdy dorośnie, to będzie moją przyjaciółką.

I tak ta miłość siostrzano-braterska kwitła i rozwijała się wraz z rozwojem młodszej latorośli. Jagoda uśmiechała się, reagowała radośnie na widok Łukasza, co go bawiło i skłaniało do różnych interakcji.

Kiedy Jaga zaczęła samodzielnie siadać i raczkować, rozpoczął się nowy etap w relacjach rodzeństwa: wspólne zabawy. Turlali piłki, bawili się autkami, zabierali nawzajem zabawki. I zaczęło dochodzić do pierwszych zgrzytów. Jaga, to dziewczę, co sobie w kaszę nie da napluć. Zbyt ekspansywne zachowania brata, starała się ukrócić, gryząc go i tłukąc w łeb... niestety, nie wiedzieć czemu, Łukasz bardzo lubił te agresywne reakcje siostry. Specjalnie się z nią drażnił i regularnie obrywał lanie... Doszło do tego, że jak tylko pojawiał się w pobliżu, Jagoda na wszelki wypadek prała go, chyba w myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak. Cóż... relacje siostra-brat zyskały nowy sado-masochistyczny aspekt...

Okazało się też, że Jagodziak jest małym zazdrośnikiem. Gdy tylko Mama przytuliła Łukasza, Jagodziak pokrzykując z niezadowolenia, pędził do nich na złamanie karku, wpychał się do Mamy i tradycyjnie... tłukł Łukasza, gdzie popadło!...

Mimo tej zaborczej i ofensywnej polityki wobec brata, siostra ciągle mogła liczyć na jego wsparcie i opiekę.
I tak pewnego razu, Tato odniósł fiasko podczas akcji: "Usypianie dzidziola" i zrezygnowany poszedł do kuchni, zostawiając wrzeszczącego Jagodziaka w łóżeczku. Mama właśnie kończyła kolację i po dniu spędzonym ze swoimi latoroślami, nie przejawiała jakoś ochoty, by natychmiast popędzić do sypialni i tulić rozzłoszczoną córeczkę. Kto się zlitował nad beksą i przybył z odsieczą?
Braciszek poszedł na górę i z pokoju Jagody, dało się słyszeć jego kojące i zatroskane słowa:
- Biedny dzidziuś, Jagódka nie płacz, nie płacz - oraz już mniej czułe, skierowane do rodziców:
- Mamo, Tato, zaniedbujecie swoje dziecko, Jagodziaka! Zostawiliście je same i smutne!
Potem Łukasz odbył pogadankę z Tatą na osobności i udzielił mu reprymendy za te karygodne rodzicielskie zaniedbanie...
Hmm... Fajnie jest czasem mieć starszego brata...



sobota, 23 marca 2013

Pierwsza narzeczona

I stało się... Mama usłyszała najgorsze - dla każdej matki posiadającej syna - słowo: NARZECZONA! Wiadomo, jest drugie, jeszcze gorsze, mrożące krew w żyłach: SYNOWA... ale to akurat nie zostało użyte, bo Prawie Sześciolatek nie jest świadomy wszystkich koligacji rodzinnych i potencjalnie rodzinnych. Wrócmy jednak, do początku.

Mama przyszła z Łukaszem do przedszkola, dzieci z jego grupy pałętały się pod salą, koło prowizorycznej mini szatni na korytarzu. Łukasz, jak to Łukasz, siedział nieco rozkojarzony, a Mama pomagała mu się rozebrać, gdy nagle podbiegła do niego jedna z koleżanek. I teraz wszystko podziało się tak szybko, a jednocześnie dla Mamy świat zatrzymał się w miejscu i stała się bardziej nieprzytomna niż jej synek. Dziewczynka chwyciła Łukasza za obie ręce i z promiennym uśmiechem na ustach czule rzekła:
- Łukasz! Nareszcie jesteś! - na co Łukasz niczym zbudzony ze snu królewicz, z równie rozjaśnionym obliczem, odparł:
- O Aga!, cześć!
Aga coś tam dalej paplała, czego zszokowany umysł Matki nie mógł przyswoić i tylko stała z otwartą ze zdumienia paszczęką
- To teraz największa para od kilku dni - powiedziała przedszkolanka, Pani Agnieszka.
- Łukasz i ona - spytała mama, wskazując palcem na gruchające dzieci.
- Tak, Aga cały czas za nim lata, tłumaczę jej, że to dziewczyny powinny być zdobywane, a nie nie na odwrót, ale jakoś nie dociera - dodała Pani śmiejąc się.

Dzieci zaczęły ustawiać się w parach przy drzwiach, gotowe do wyjścia na śniadanie. Łukasz kończył zakładać kapcie, gdy znów pojawiła się przy nim Aga.
- Łukasz, nie pozwolę ci zostać samemu - powiedziała nieco melodramatycznie. - Poczekam na Ciebie i pójdziemy razem w parze.
Okazało się też, że Aga poprosiła Panią, by nigdzie nie szli dopóki Łukasz nie skończy się ubierać. No i wreszcie poszli. Aga  otrzymała jeszcze od Łukasza reprymendę, że nie umyła porządnie rąk mydłem.

W drodze powrotnej z przedszkola Mama postanowiła dowiedzieć się więcej o wybrance syna. No i usłyszała, że chodzą na posiłki razem w parze, że czasem się bawią i rozmawiają. Poza tym Aga jest bardzo miła, ale czasem niezbyt miła, bo ciągle chce całować Łukasza, a przecież to nie jest dobre, bo można się czymś zarazić... Na co Mama odrzekła, że całus w policzek nie jest chyba taki straszny. Łukasz zaczął prostować, że Aga chce go całować wszędzie: w policzek, ręce, brodę, usta, nos...
- To może ona jest w tobie zakochana?
- Tak, właśnie 19 lutego bierzemy ślub!
- Czyli to twoja narzeczona?
- Tak.
- A czyj to był pomysł, żeby wziąc ślub?
- Agi, to ona chciała.
- A ty, co o tym sądzisz, Łukasz?
- No ja myślę, że to chyba nie jest najlepszy pomysł...
- Dlaczego? - zdziwiła się Mama.
- No bo do 19 lutego to jest mało czasu i my nie zdążymy dorosnąć - rezolutnie odparł Syn...
Uff... wizja posiadania synowej nieco spłowiała... ;)